Opublikowano

Ranking złudzeń, czyli jak dobrze wybrać szkołę.

Wybór szkoły to jedno z tych pytań, na które nie ma jednej, dobrej odpowiedzi, ale wszyscy mają swoje zdanie… nawet jeśli sami nie mają dziecka. Jeśli jesteś rodzicem, który właśnie ruszył do wyścigu zwanym „rekrutacja”, to współczuję i gratuluję jednocześnie. Współczuję, bo czeka cię festiwal obietnic bez pokrycia, rankingów bez sensu i opinii, które więcej mówią o piszącym niż o szkole. Gratuluję, bo masz jeszcze szansę nie sknocić sprawy i wybrać dobrze, choć doświadczenie mi mówi, że czasem to wybór między dżumą a cholerą…

Szkoła publiczna – survival dla początkujących

Dobra wiadomość jest taka, że w rejonówce twoje dziecko ma zapewnione swoje miejsce i… przeżyje… najprawdopodobniej. Zła, że niekoniecznie coś dobrego z tego wyniesie. Jeśli trafisz na pasjonata wśród nauczycieli, który nie zapomniał, po co tu przyszedł, to masz szczęście. Ale jeśli twoje dziecko jest choć trochę nieszablonowe, za wolne, za szybkie, za wrażliwe, za dociekliwe, to przygotuj się na walkę. Będziesz walczyć o każdą rzecz: o indywidualizację nauczania, o brak przemocy, o sensowną pracę domową. A i tak na końcu usłyszysz, że „takie są procedury”. My wytrzymaliśmy jakiś 1 (słownie: jeden) miesiąc takiej walki, czasem dosłownej, fizycznej z pijanymi rodzicami (bo to taka sielska wiejska szkoła była…). Na pierwszej wywiadówce wychowawczyni, w której tliły się jeszcze resztki pasji do swojego zawodu i odpowiedzialności, wzięła nas na stronę i cicho, acz z rozpaczą w oczach rzekła: „Uciekajcie…”, no to uciekliśmy…

Szkoła prywatna – więcej, szybciej, drożej

Tutaj płacisz i liczysz, że za te pieniądze dostaniesz jakość. Czasem dostajesz. Choć często dostajesz blichtr, pustą kolorową wydmuszkę. Prywatne szkoły chwalą się sukcesami, ale niech cię to nie zwiedzie, one nie uczą lepiej, tylko sprawniej eliminują tych, którzy psują im statystyki. Jeśli twoje dziecko jest ambitne i zorganizowane, to świetnie, dostanie solidne wykształcenie i kilka konkursowych pucharów. Jeśli nie, zostanie samo, bo w prywatnej szkole płacisz nie tylko za naukę, ale i za mit, że tu uczą się wyłącznie geniusze. W takiej prywatnej, podobno jednej z najlepszych, dotrwaliśmy do końca 4-tej klasy, ale presja sukcesu kosztowała Janka wiele, nerwice, paradoksalny brak wiary w siebie, społeczne wycofanie. Można powiedzieć, że odejście było ucieczką, choć tu, my rodzice, bijemy się w piersi, zareagowaliśmy bardzo późno, ignorując wyraźne symptomy i złudnie mając nadzieję, ze tak powinna wyglądać edukacja. Zresztą „specjaliści” skutecznie nas w tym przekonaniu utrzymywali, wbijając nam do głów, że problem tkwi w nieposłusznym dziecku, a nie w szkole. Słowa „A nie mogą mu państwo tego kazać?” do dziś dźwięczą nam w głowach i wracają w złych snach…

Edukacja domowa – wolność czy anarchia?

To rozwiązanie dla odważnych. Lub dla tych, którzy już dość mają szkolnych absurdów. Jeśli twoje dziecko jest samodzielne i potrafi , a nawet woli, uczyć się samo, we własnym tempie, to może być szczęśliwe. Jeśli nie, prawdopodobnie skończy w piżamie o 13-stej, oglądając na YT filmiki o Minecraftcie. Edukacja domowa daje elastyczność, ale odbiera struktury, co nie każdemu musi pasować. Wymaga rodzica, który ogarnie nie tylko podręczniki, ale i własne nerwy. I nie łudź się, że wszyscy będą wam przyklaskiwać, większość (w tym najbliżsi) uzna was za wariata. Przyzwyczaj się do tekstów: „Będziesz więzić dziecko w domu?”, „A co z socjalizacją?”, „A co, ono jakieś chore jest?”. Nie musisz na te zaczepki odpowiadać, choć nas, słyszane przy każdej byle okazji, zwyczajnie męczyły i zdarzało nam się odpowiedzieć swojskie, staropolskie: „A weź spie*******laj”… Mimo to nasz rok w ED dał nam prawdziwą chwilę wytchnienia, powiew wolności, który zakwitł, by zaowocować w następnym szalonym pomyśle na szkołę, który przytrafił się w idealnym momencie edukacyjnej drogi.

Leśna szkoła – piękne idee, błotniste przygody

Zamiast dzwonków, śpiew ptaków. Zamiast siedzenia w ławce, błoto po kolana, a nawet po pachy. Wszystko pachnie lasem i ogniskiem, a hasłem przewodnim jest: „Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”. Brzmi cudownie? I bywa cudowne. Ale jeśli myślisz, że szkoła bez ocen i podręczników oznacza zero wymagań, to się mylisz. Wolność oznacza odpowiedzialność, także dla dzieci. Niektóre rozkwitają, inne gubią się w tym chaosie. A gdy przyjdzie im zdawać egzamin ósmoklasisty, może okazać się, że jednak brakuje im podstaw. Bo system nie przewiduje miejsca dla dzikich dzieci. Janek był w „Puszczyku” do końca podstawówki, trochę zabaw popsuły nam lockdowny i zajęcia online, ale było warto. To tam nauczył się decydować o sobie, tam zawarł prawdziwe przyjaźnie, tam poczuł swoją „człowieczą” wartość. Tam też odczuł skutki swoich decyzji, tych złych i dobrych. Nauczył się, że czasem trzeba zawalczyć o swoje, bo na tacy gotowca nikt nie poda. A wiedzę podręcznikową zdobywał sam, bo po prostu to lubił.

No to co wybrać?

Nie wiem. Serio. I nikt ci nie powie, bo każda droga niesie ryzyko. Może szkoła publiczna nauczy twoje dziecko, jak przetrwać wśród przeciętności. Może prywatna wyciśnie z niego ostatnią ambicję, a zostawi emocjonalną pustkę. Może edukacja domowa da mu wolność, ale odbierze społeczność. Może leśna szkoła pozwoli na cudowne dzieciństwo, ale utrudni wejście w „cywilizowaną” dorosłość. Nie ma jedynej dobrej drogi.

Ale jest jedna zasada: patrz na dziecko, nie na siebie. Bo to nie twoje marzenia mają się spełnić, tylko jego. Nie bój się zmian, eksperymentów, czasem ryzyka. Wybór szkoły to dopiero początek. A prawdziwa edukacja dzieje się poza nią…

Opublikowano

❤️ Możesz być, kim chcesz … czy aby na pewno?

Z radością obserwujemy na Insta filmiki, w których dzieci ubrane w peleryny superbohaterów wykrzykują: „Mogę być, kim chcę!”. Ale czy rzeczywiście? Czy ten slogan to inspirujący fundament dziecięcej edukacji, czy raczej wyrok w zawieszeniu, który czasem ciężko udźwignąć?

Marzenia napędzają świat

Zacznijmy od pozytywów. Tak, to zdanie rozpala wyobraźnię. Możesz być astronautą? Oczywiście! Projektantem mody? Bez problemu! Prezydentem? Dlaczego nie? Idea, że wszystko jest możliwe, wspiera rozwój kreatywności i daje dzieciom przestrzeń do eksplorowania różnych zainteresowań. Wyposaża je w narzędzie do pokonywania własnych ograniczeń i odwagi, by rzucać wyzwanie światu.

Rodzice, karmiący swoje pociechy przekonaniem, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, mogą z dumą obserwować, jak maluchy podejmują odważne decyzje. Dzieci uczą się, że porażka to nie koniec drogi, lecz kolejny etap nauki. Brzmi idealnie? Złożymy wam gratulacje, jeśli to się sprawdzi…

Witajcie w realnym świecie

No dobrze, ale spójrzmy na drugą stronę medalu. Czy na pewno każde dziecko może być, kim chce? Chłodna statystyka nie jest tak wyrozumiała. Nie każdy może zostać astronautą – mamy przecież ograniczoną liczbę miejsc w NASA. Co więcej, do tego potrzeba odpowiednich predyspozycji, zdolności, zdrowia, dużo, dużo szczęścia i pierdyliard dolarów na studia w bostońskiej MIT.

Może czasem lepiej powiedzieć dziecku: „Nie, nie każdym można być, ale warto znaleźć swoje miejsce”? Wydaje się to brutalne, ale może oszczędzi rozczarowań. Jeśli mały Janek zechce kiedyś być baletnicą, a natura obdarzyła go sylwetką Pudzianowskiego, to co wtedy? Może zamiast mamić go hasłami, warto wspólnie odkryć, co rzeczywiście jest w jego zasięgu?

Więc kto ma rację?

Nie mam dla was prostej odpowiedzi. Żaden z tych poglądów nie jest jednoznacznie zły ani dobry. Hasło „możesz być, kim chcesz” to miecz obosieczny. Daje skrzydła, ale może też doprowadzić do bolesnych zderzeń z rzeczywistością. Kluczem wydaje się być równowaga. Zamiast serwować dzieciom naiwną wizję świata, może warto pokazać im, że świat jest skomplikowany, ale jednocześnie pełen możliwości?

Marzenia są ważne, ale tak samo ważne jest przygotowanie dziecka na rzeczywistość, w której nie zawsze wszystko się udaje. Czasem zamiast rozdmuchiwać balonik oczekiwań, lepiej nauczyć dziecko, że gdy balonik pęknie, wcale nie oznacza to końca zabawy.

Rodzice, co wy na to? Jesteście gotowi przestać udawać, że świat to jakiś Disneyland i zacząć wychowywać dzieci po prostu, na ludzi, którzy znajdą swoje miejsce w rzeczywistości – nawet jeśli ta rzeczywistość będzie miała mniej brokatu a więcej pyłu?